W 2006 roku austriacka artystka mieszkająca w Londynie Manu Luksch złożyła podanie do operatorów londyńskiego systemu CCTV o udostępnienie zdjęć wykonanych jej osobie przez miejskie kamery nadzoru. „Zgodnie z możliwością zapisaną w ustawie o ochronie danych osobowych (Data Protection Act) zwracam się z prośbą o przekazanie mi wszystkich zdjęć mojej osoby zarejestrowane przez kamery CCTV znajdujące się w systemie. Przebywałam w następujących miejscach o następującym czasie”, pisała Luksch. Według zapisów ustawy każdy obywatel ma prawo do otrzymania wszelkich danych na temat swojej osoby po uiszczeniu opłaty w wysokości 10 funtów. Równocześnie udostępniane dane mogą dotyczyć wyłącznie osoby o to występującej. Gdy austriackiej artystce udało się w końcu zebrać swoje zdjęcia (jak opowiada Luksch, pracownicy systemu CCTV często odmawiali udostępnienia zdjęć, dowodząc nieznajomości podstawowego aktu prawnego regulującego ochronę danych osobowych), otrzymała zdjęcia wypełnione ludźmi z zamazanymi na czarno twarzami. Z pozyskanych zdjęć z kamer CCTV Luksch zmontowała film Faceless (2007), opowiadający o młodej kobiecie, żyjącej w alternatywnym świecie ludzi bez twarzy…
Film Luksch został wyprodukowany w zgodzie z regułami Manifesto for CCTV Filmmakers, wzywającego filmowców – zwłaszcza dokumentalnych – do zaniechania tworzenia nowych obrazów rzeczywistości i wykorzystywania tych już istniejących. „Po co wprowadzać dodatkowe kamery, jeśli przestrzeń publiczna jest bezustannie filmowana z każdego możliwego kąta?”, pytali autorzy. Jak się wydaje, ten ironiczny manifest, który nie poskutkował zresztą stworzeniem wielu filmów, nie miał na celu odnowienia sztuki dokumentalnej, lecz przede wszystkim zwrócenie uwagi na wszechobecność kamer nadzoru oraz podkreślenie możliwości podjęcia dialogu z instytucjami produkującymi i zbierającymi obrazy nas samych. Podobne działania podejmują również artyści tacy jak Surveillance Camera Players (1996-2006) !Medengruppe Bitnik, zaliczani niekiedy do nurtu sztuki nadzoru.
Często zamaskowani członkowie SCP stawali przed kamerami nadzoru trzymając transparenty z komunikatami skierowanymi do osób, które mogły siedzieć po drugiej stronie kamery – urzędników, ochroniarzy, policjantów, właścicieli przedsiębiorstw – „Zaraz wracam”, „Patrzysz się na mnie”, „Nie ma już prywatności”, „Czyżby Bóg nie widział wszystkiego?”, „To, że nas nie słyszycie, nie znaczy, że nie krzyczymy”, „Idę sobie po prostu do pracy”, „A teraz idę do domu”, „Wszystko w porządku, panie władzo”.
Członkowie grupy !Mediengruppe Bitnik hakowali kamery CCTV, zaczepiali ich operatorów, zapraszając ich do rozegrania partyjki szachów. Albo podłączali się pod otwarte sieci nadzoru, podglądając to, co podglądają operatorzy.
Próba nawiązania komunikacji z dysponentami obrazów nadzoru może być więc rozumiana jako próba odzyskania podmiotowości w tej zazwyczaj jednostronnej wymianie.
Co jednak, jeśli za kamerą nikt nie stoi? I jeśli – mimo tego, że nikt żywy na nas nie patrzy – jesteśmy, choć nie zawsze celnie, rozpoznawani? Współcześnie częstym narzędziem nadzoru w przestrzeni publicznej jest nie zwykła kamera, lecz kamera wyposażona w narzędzia pomiaru biometrycznego, kalkulująca dane zebrane z naszych twarzy i identyfikująca cechy naszej tożsamości – płciowej, etnicznej, seksualnej. Popularność narzędzi biometrycznych dowodzi, że struktury szeroko rozumianej władzy – państwowej, militarnej, korporacyjnej – nie tylko chcą nas bezustannie widzieć, lecz również chcą wiedzieć, kim dokładnie jesteśmy. Przekonanie o możliwości bezbłędnego odczytania tożsamości z zebranych danych biometrycznych świadczy o wierze w stałą wewnętrzną tożsamość odbijającą się na ludzkich ciałach. Wiarę tę widać na przykład w kontrowersyjnych badaniach przeprowadzonych na Uniwersytecie Stanforda w Stanach Zjednoczonych i opublikowanych w „Journal of Experimental Social Psychology”. Według autorów homoseksualistę można rozpoznać w 50 milisekund… Niezależnie od pytań stricte naukowych, które należałoby stawiać tym badaniom, ważniejsze wydaje się pytanie o ich cel, możliwe wykorzystania wyników oraz – przede wszystkim – możliwości oporu wobec tego rodzaju nadzoru tożsamości. Wszystki je zadaje amerykański badacz i artysta Zach Blas, produkujący maski, które nie mają jednak za zadanie po prostu uniemożliwić tożsamościową identyfikację. Owszem maski Blasa uniemożliwiają rozpoznanie, sprawiają, że twarz znika (przynajmniej dla tego typu narzędzi nadzoru), ale jednocześnie nie są to po prostu bezkształtne zakrycia. Artysta tworzy je na podstawie danych biometrycznych uczestników organizowanych przez siebie warsztatów, na których gromadzą się osoby identyfikujące się jako nienormatywne seksualnie. Blas tworzy w ten sposób wspólnotową maskę queerową (a na innych warsztatach czarną, feministyczną itd.), rzucającą się w oczy, ale uniemożliwiającą jednostkową identyfikację i niewidoczną dla kamer biometrycznych.
Zach Blas w ramach programu towarzyszącego wystawie „Ustawienia prywatności” w warszawskim MSN w poniedziałek 15.grudnia o 18.oo wygłosi wykład „Kontra-Internet„.
Więcej o Zachu Blasie pisałam w tekście opublikowanym w #5 „Widoku” Blending In, Standing Out